podobno nadeszły siarczyste mrozy...bo ja wiem...jak byłem dzieckiem było zimniej, śnieżniej...i przynajmniej nam dzieciom się podobało...
...rano wstaję i słyszę...mróz...patrzę na termomert...i taki widok...wychodzę na ulicę...pierwszy raz komuinikacja łącznie z kolejką miejską jeździ jak zawsze...tylko media robią szum...no tak sensacja...mróz w równikowym kraju...
...my potrafimy sobie doskonale radzić...i chylę czoła przed tym człowiekiem...potrafiącym się cieszyć tym co ma...pełen szacunek...i w końcu miasto coś sensowengo zrobiło...a ile razy my nie wyciągamy ręki ile razy my nie dzielimy się tym co mamy, nie pomagamy, nie widzimy...może w końcu coś będzie naszym a nie moim problemem...dla niewtajemniczonych...pan podgrzewa puszkę z jedzeniem otrzymaną prawodpodobnie na Miodowej u zakonników ( bo tylko oni takie puszki zimą rozdają biednym )...
...odnośnie problemów...zima...mróz...pęka rura...odpowiednie służby przyjeżdzają naprawić sytuację...szybko naprawić...tymczasem dwa dni później...
...jak to kiedyś Pietrzak w swoim kabarecie mówił : "ostatnio idę sobie Marszałkowską i patrzę...ulica cała zamknięta...rozkopana...dziura w ziemi...obok sterta piachu...a na niej dwóch robotników się łopatami rzuca...to ja się pytam...to żeby tych dwóch mogło się łopatami rzucać...to trzeba było całą ulicę rozkopać??????"...no dobrze kiedy to piszę jużdrugi dzień a w zasadzie trzeci...sytuacja powyższa ma miejsce...tymczasem 300 metrów dalej...
...przepraszamy jeszcze trochę pomrozimy...